Anabella – Rozdział CXXXIII

Anabella – Rozdział CXXXIII

– Dobra, to teraz stańcie tutaj równo w szeregu – polecił koleżankom przejęty swoją rolą Chudy. – I zaraz po kolei będziecie podchodzić do mnie, żeby pokazać, czego się dzisiaj nauczyłyście. Ja będę agresorem, a wy się bronicie, jasne?

Ubrane w sportowe dresy kobiety pokiwały głowami i posłusznie, choć krztusząc się ze śmiechu, ustawiły się w rządku we wskazanym miejscu parkietu.

– Ej, ja też chcę być agresorem! – upomniał się Tym, który w towarzystwie Toma, Antka i Majka tworzył widownię usadzoną na krzesłach ustawionych wzdłuż parkietu. – Chudy, nie bądź cham! Dlaczego tylko ty masz dostawać w mordę od takich pięknych kobiet?

– A co, ty też chcesz?! – zawołała do niego bojowo Klaudia, ustawiając się w pozycji gardy, co wywołało gremialny wybuch śmiechu zarówno damskiej, jak i męskiej części ekipy. – No to stawaj! Zaraz tak ci strzelę, że się nogami nakryjesz!

– A ja mu dołożę! – dodała Ola, ustawiając się obok niej w podobnej pozycji.

– O, super, dwie naraz! – ucieszył się Tym, chętnie zrywając się z krzesła. – Szefie, mogę?

– Możesz – skinął łaskawie głową rozbawiony Majk. – Ale na własną odpowiedzialność, pamiętaj. W razie kalectwa ja ci żadnego odszkodowania nie wypłacam.

Słowa te skwitował kolejny wybuch śmiechu ekipy Anabelli, która dziś na polecenie szefa stawiła się prawie w komplecie na półtorej godziny przed otwarciem lokalu, by damska część zespołu mogła przejść pod okiem Chudego pierwszą sesję zaplanowanego szkolenia z samoobrony. Zwolniona z niego z wiadomych względów była tylko pani Wiesia, która na ten czas została w kuchni, by przygotować ją pod otwarcie restauracji i dopilnować gotującej się zupy, natomiast wszystkie pozostałe panie, zgodnie z zaleceniem ubrane w specjalnie przyniesione z tej okazji sportowe stroje, już od ponad godziny wśród gromkich wybuchów śmiechu ćwiczyły podstawowe chwyty i uniki.

Szkolenie, choć pracownice Anabelli poddały mu się w sposób w pełni zdyscyplinowany, było traktowane zarówno przez szefa, jak i resztę ekipy z przymrużeniem oka, bardziej jako okazja do integracji i zabawy niż do prawdziwej nauki. Poważnie do sprawy podchodził jedynie przejęty swoją rolą Chudy, a także Zuzia, którą, jak się okazało, ochroniarz już wcześniej zdążył całkiem nieźle przeszkolić w zakresie podstawowych technik obrony przed napastnikiem, dzięki czemu dziś mogła służyć mu pomocą przy prezentacji ich koleżankom.

Wśród zespołu budziło to oczywiście tym większe rozbawienie, jednakowoż przemieszane ze szczerym uznaniem dla umiejętności młodziutkiej kelnerki, która radziła sobie znakomicie z każdym wyzwaniem, prezentując zadziwiającą sprawność fizyczną. Urzeczone tym instruktorskim sukcesem Chudego były zwłaszcza Klaudia, Ola, Kamila i Wiktoria, które odnajdowały w nim kolejne potwierdzenie swoich teorii, a także wtajemniczona w nie Iza, która teraz widziała jak na dłoni, że koleżanki miały rację.

„Ona robi to dla niego” – myślała z mieszaniną rozbawienia i wzruszenia, obserwując pokazowe instruktaże ochroniarza i jego ulubionej podopiecznej. – „Stara się i ćwiczy po to, żeby był z niej dumny. I widać, że jest.”

W istocie, trudno było nie zauważyć, że po każdej udanej akcji pokazowej w wykonaniu Zuzi, Chudy aż pękał z dumy, zwłaszcza gdy uznanie dla niej wyrażali przypatrujący się im koledzy i szef. Niemniej zadziorna postawa Klaudii i Oli, ustawionych w bojowej pozie naprzeciwko Tymka, również wyraźnie mu się spodobała.

– Dobra, Tym, oddaję ci pole – powiedział do kolegi, dając pozostałym dziewczynom znak, by cofnęły się o kilka kroków w głąb parkietu i zostawiły przodu tylko Klaudię i Olę. – Dziewczyny, uwaga! – zwrócił się do nich. – On jest sam, wy we dwie. Niby macie przewagę, ale tylko w liczbie, bo nie w sile. Dlatego musicie wspomóc się techniką. Spróbujcie działać razem, okej?

– Tak jest, panie instruktorze! – zaśmiała się Klaudia. – Spokojna głowa, zaraz zrobimy z niego marmoladę! Co nie, Ola?

Na te słowa ekipa wybuchła kolejną salwą śmiechu, która wzmogła się jeszcze bardziej, kiedy Tymek skulił się i zakrył głowę podniesionymi w obronnym geście ramionami, żartobliwie udając przerażenie. Widok całej trójki był tak komiczny, że nawet siedzący dotąd z ponurą miną Antek rozjaśnił się i mimo woli parsknął śmiechem.

– Tym, poddaj się bez walki! – rzucił wesoło. – Przecież widzisz, że nie masz szans!

– O nie! – zaśmiał się ubawiony Majk. – Za późno! Nie ma poddawania się! Stawaj i walcz, frajerze! Sprowokowałeś dwie kobiety, to teraz się broń! No już! Do ostatniej kropli krwi!

Tymek roześmiał się i puścił do niego porozumiewawcze oko, po czym z łobuzerskim uśmiechem odwrócił się do Klaudii, która na ten widok przybrała jeszcze groźniejszą minę. Damska część ekipy ze śmiechem zaczęła rytmicznie klaskać, by zagrzać obie koleżanki do walki.

– Okej, Tym, atakujesz! – rzucił Chudy. – Uwaga… akcja!

Na ten znak Tymek, robiąc komicznie groźną minę, przyskoczył do dziewczyn i na parkiecie zakotłowało się, obie bowiem zgodnie rzuciły się na niego i z energią zaczęły okładać go pięściami. Mężczyzna jednak przeczekał spokojnie pierwszy napór i bardzo szybko uzyskał nad nimi przewagę. Chwyciwszy Olę od tyłu wpół jednym ramieniem tak, że unieruchomił jej niczym w kleszczach obie ręce, drugim przytrzymał Klaudię, blokując jej po kolei każdy chwyt, po czym ze śmiechem przygiął ją do podłogi, nachylając twarz ku jej twarzy.

– Puszczaj! – zawołała ze złością, odpychając go oburącz i starając się pomóc sobie nogami. – Ola, wal go! Z kopa mu!

– Jak?! – odpowiedziała ze złością Ola, energicznie lecz bezskutecznie wierzgając nogami. – Trzyma mnie, drań jeden, nie mogę się odwrócić!

– A teraz cię okradnę! – zaśmiał się triumfalnie Tym, jeszcze bardziej schylając się do unieruchomionej nad podłogą Klaudii. – Okup wezmę! No! Dawaj buziaka, to cię puszczę!

Słowom tym zawtórował pełen uznania okrzyk męskiej części widowni i kolejny gromki wybuch śmiechu całego zespołu.

– Spadaj, przypale! – oburzyła się Klaudia. – Chyba śnisz! Sam się całuj!

– No to chociaż piwo mi stawiacie! – śmiał się dalej Tymek, wyprostowując się, lecz wciąż trzymając obie szamoczące się dziewczyny w żelaznym uścisku. – Każda po jednym! Bez piwa was nie puszczę!

– Spoko, piwo masz ode mnie! – zapewnił go wesoło Majk, dając mu znak, żeby zluzował uścisk. – Chudy też! Zasłużyliście, chłopaki!

Zadowolony z tej obietnicy Tymek posłusznie puścił Klaudię i Olę, a jako że zrobił to bez ostrzeżenia, obie straciły równowagę i z rozpędu poturlały się po parkiecie.

– Uwaga, dziewczyny, krzywdy sobie nie zróbcie! – zawołała z niepokojem Iza.

– Luz, nic nam nie jest! – odparła rozzłoszczona Klaudia, szybko podnosząc się z podłogi i wygrażając zaciśniętą pięścią ubawionemu Tymkowi, który odruchowo chciał jej pomóc. – Czekaj no ty! Jeszcze mi za to zapłacisz!

– No co! – odparował jej ochroniarz. – Szkolenie to szkolenie, miałyście się bronić przed agresorem, nie? I co? I klęska! Chudy, musisz jeszcze nad nimi popracować!

– Jak ty to zrobiłeś, skubańcu? – zdziwiła się Ola, która w międzyczasie również zdążyła podnieść się i otrzepać. – To był jakiś podstęp!

Tym zaśmiał się znowu, a przyglądający im się z dezaprobatą Chudy pokręcił głową.

– Żaden podstęp – zapewnił ją. – Prosta technika, jak widzicie, agresor był od was lepszy. I to jeden na dwie, a pomyślcie, co by było, gdyby napadł którąś z was sam na sam. Zwłaszcza z zaskoczenia.

– To fakt – przyznała Wiktoria, a stojące obok niej Lidia i Kamila pokiwały głowami.

– Dobra, to naucz nas, jak się przed takim bronić! – sapnęła Klaudia, nerwowo ściągając ze wzburzonych włosów gumkę i na nowo zbierając je w koński ogon. – Ale tak bez żartów! Bo faktycznie jakby taki zbir – wskazała na Tyma – napadł mnie gdzieś na pustej ulicy…

– A napadnę, pewnie, że napadnę! – obiecał jej ze śmiechem ochroniarz. – I to nieraz! Spodobało mi się! Tom, Chudy, wiecie co? Mam pomysł! Będziemy z zaskoku napadać po kolei wszystkie nasze dziewczyny, codziennie inną dla zmyły, i sprawdzimy, jak się bronią! Przecież muszą ćwiczyć!

– Noo… – zawahał się Tom, zerkając z niepokojem po koleżankach, które jak na komendę zrobiły groźne i naburmuszone miny. – A jak się na nas za to pogniewają?

– Ty się palnij w łeb, psycholu! – warknęła do Tyma Klaudia. – Mam całymi dniami pracować w stresie i czekać, kiedy któremuś z was coś odwali? Dziękuję bardzo!

– Nie, bez takich numerów – zaprotestował stanowczo Majk, celując palcem w Tymka. – Ani mi się waż, stary. Żadnego ćwiczenia w realu i napadania znienacka, dziewczyny mają pracować w komforcie psychicznym.

– Właśnie! – zawołała Wiktoria. – Ja sobie żadnego napadania nie życzę! Niech tylko któryś z was spróbuje, to znajdę inny sposób na zemstę, i to taki, że popamiętacie na długo! Ale ogólnie to szkolenie wcale nie jest takie głupie – zaznaczyła lojalnie. – Ja na przykład chciałabym umieć się obronić w razie czego.

– Ja też – przyznała Iza. – Tymek nam to zwizualizował, bo ty, Łukasz – zwróciła się do czekającego cierpliwie na koniec dyskusji Chudego – jesteś za delikatny i przez to…

Przerwał jej gromki śmiech całego zespołu.

– Chudy! Słyszałeś?! Za delikatny jesteś! – zawołał Majk. – Ogarnij się, chłopie! Dziewczyny lubią brutali!

– I to kto się domaga brutali? Iza! – pokiwał głową Antek, któremu dzisiejsze szkolenie zdecydowanie poprawiło słaby od tygodni nastrój. – Patrzcie, co drzemie w takiej słodkiej istotce! Sama się przyznała!

– Nie tylko ona! – zapewniła go wesoło Wiktoria. – Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale w każdej z nas drzemie ukryta tygrysica!

– Łaaał! – zaśmiali się chórem panowie. – To świetna wiadomość!

– Z tygrysicami nie ma żartów – zauważył Majk. – Ale podejmiemy rękawicę. Chudy, deleguję cię na pierwszy ogień do wykonania zadania!

– Nie ma sprawy, szefie! – prychnął śmiechem Chudy, podwijając żartobliwie groźnym gestem rękami i udając, że pręży mięśnie. – Jak sobie życzą! Żeby tylko nie żałowały!

– My? Żałować?! – odparowała mu wesoło Eliza. – My za tym przepadamy! Co nie, Lidziu?

– A… daj spokój! – machnęła z niesmakiem ręką stojąca obok niej Lidia. – Ja już z tego wyrosłam.

– Ale ja nie to miałam na myśli! – pokręciła głową Iza, również zaśmiewając się ze swego niefortunnego doboru słów. – Zawsze musicie tak nadinterpretować?

– Zawsze! – zapewnił ją wesoło Majk, szelmowsko błyskając oczami. – Po to tu jesteśmy, proszę pani!

– Iza, nie tłumacz się przed nimi! – zawołała Ala. – Niech się nas boją! Może nie umiemy się bronić przez fizycznym atakiem, ale pod każdym innym względem i tak nie mają z nami szans!

– To akurat prawda – westchnął z komicznie zatroskaną miną Majk, na widok której wszyscy znów gruchnęli salwą śmiechu. – Ale my bardzo lubimy nie mieć szans, co nie, chłopaki?

– Tak jest! – zaśmiał się rozochocony Tym. – To co? Która następna chce powalczyć z bezwzględnym agresorem?

– Każda po kolei – podpowiedział z ożywieniem Antek. – A my sobie popatrzymy!

– Nie, jeszcze nie dzisiaj – zatrzymał go Chudy. – Najpierw dziewczyny muszą przejść pełny kurs i trochę poćwiczyć, bo teraz to wiadomo, że nic z tego nie będzie. To dopiero pierwsza lekcja, żadna jeszcze nie ma techniki. Chyba że… – zerknął z zastanowieniem na stojącą skromnie z boku Zuzię, która aż podskoczyła na to wezwanie. – Jak kogoś miałbym wystawić na taką próbę, to tylko małą. Ona jedna ma już trochę wprawy.

Wszystkie oczy jak na komendę przeniosły się na Zuzię, która, znalazłszy się w centrum uwagi, zarumieniła się po same uszy. Klaudia, Kamila, Ola, Iza i Wiktoria dyskretnie wymieniły porozumiewawczo-rozbawione spojrzenia.

– Chociaż nie, jednak lepiej nie – rozmyślił się nagle Chudy. – Nawet dla niej jeszcze jest za wcześnie.

– Ale ja mogę stanąć, panie Łukaszu – zapewniła go nieśmiało Zuzia.

Chudy spojrzał na nią z namysłem i powoli pokręcił głową przecząco.

– Stawaj, Zuza! – podchwyciły koleżanki. – Będziemy cię dopingować!

– Ktoś musi uratować nasz honor! – dodała Ola. – No, Zuzka! Utrzyj nosa temu cwaniakowi!

– Bardzo proszę! – podchwycił wesoło Tymek, chętnie wychodząc na środek parkietu i szerokim gestem zapraszając Zuzię. – To co? Stajesz, mała?

Dziewczyna nie odpowiedziała, lecz patrzyła na Chudego, czekając na jego decyzję. Klaudia i Wiktoria, tłumiąc śmiech, puściły znaczące oko do Izy.

– Chudy, nie bądź świnia! – zawołała Eliza. – Daj jej chociaż spróbować!

– Łukasz się boi, że Zuza polegnie w konfrontacji i nie będzie mógł się chwalić efektami – zaśmiała się prowokująco Wiktoria. – A co to za instruktor, który boi się, że uczeń sobie nie poradzi?

– Okej! – zdecydował się nagle Chudy, niewątpliwie dotknięty tą uwagą. – Spróbujemy.

Decyzji tej zawtórowały zgodne brawa i okrzyki zachęty. Rozbawiony Antek przeniósł sobie krzesło w miejsce, skąd miał lepsze pole do obserwacji, i usadowił się na nim wygodnie, a szef i Tom ze śmiechem poszli za jego przykładem. Tymczasem Chudy ruchem ręki wezwał do siebie Zuzię, która podeszła posłusznie, po czym nachylił się ku niej i przez chwilę tłumaczył jej coś szeptem, ona zaś, patrząc z daleka na Tymka, kiwała głową na znak, że rozumie.

– Ej, tylko bez sztuczek! – zaśmiał się Tym. – Bo zacznę się bać! A tak serio, to nie produkuj się, Chudy, szkoda czasu! Mała i tak nie ma szans!

– Nie przechwalaj się, młotku! – prychnęła z oburzeniem Klaudia. – Żebyś się nie przeliczył!

– Dziewczyny, ustawiać się! – zarządziła Iza, dając im znak, by wszystkie stanęły w zwartym szyku przy przeciwległej linii parkietu. – Dopingujemy Zuzię!

– A jak przegra, to wszystkie naraz spuścimy Tymkowi łomot! – zapowiedziała Wiktoria. – Mamy przewagę liczebną, a z tym to już sobie cwaniak nie poradzi!

– Tym, wygląda na to, że już po tobie! – zaśmiał się przysłuchujący się im Majk. – Jak w tragedii antycznej! Wygrasz z Zuzką czy przegrasz, i tak zginąłeś!

– Było nas nie prowokować! – wzruszyła ramionami Ola. – Sam chciał, to dostanie za swoje! A jak Łukasz nas poduczy, to dopiero będzie czad! Jeszcze zobaczycie!

– O niczym innym nie marzymy – zapewnił ją Majk. – Po to przecież robimy to szkolenie.

– Dobra, Chudy, dawaj już tę swoją praktykantkę! – domagał się zniecierpliwiony Tymek. – Ile mam czekać?!

Pochylony ku Zuzi tak mocno, że niemal zgięty wpół, Chudy dopowiedział jej jeszcze do ucha kilka słów i wskazał ręką w stronę baru. Dziewczyna posłusznie poszła w tamtą stronę, co spotkało się z okrzykami zawodu i zdezorientowania ze strony patrzących.

– Ej, co jest! – oburzył się Antek. – Gdzie ona idzie?! Miała walczyć z Tymem!

– I będzie – odparł spokojnie Chudy. – Ale jak napad ma być z zaskoczenia, to niech będzie z zaskoczenia. Dobra, Tym – zwrócił się do kolegi. – Mała będzie sobie spokojnie szła przez środek parkietu, a ty się cofnij i wyskocz na nią bez ostrzeżenia w dowolnej chwili.

– Okej – zgodził się Tymek, posłusznie cofając się za linię parkietu obok konsoli Antka.

– Tylko nie zrób jej krzywdy! – dodał ostrzegawczo Chudy. – Ona tobie może, ale jak ty coś odwalisz, to osobiście skuję ci mordę, jasne?

Publiczność roześmiała się, a Klaudia, Ola, Wiktoria, Kamila i Iza znów wymieniły znaczące spojrzenia.

– No patrz, Klaudia! – zachichotała Ola. – O nas to Łukasz tak się nie bał!

– Uważaj, bo się przestraszę! – prychnął lekceważąco Tymek. – Nie peniaj, nic jej nie zrobię.

Chudy raz jeszcze rzucił mu przeciągłe, ostrzegawcze spojrzenie, po czym odwrócił się w stronę baru, gdzie czekała gotowa do akcji Zuzia, i skinął ręką, że może zaczynać. Następnie wycofał się i zajął wolne krzesło Tymka, w skupieniu obserwując, jak dziewczyna zbliża się swobodnym krokiem do parkietu, podczas gdy „agresor” w przerysowany, żartobliwy sposób szykował się do skoku spod konsoli Antka. Napięcie związane z oczekiwaniem na początek ataku udzieliło się wszystkim zebranym, którzy aż wstrzymali oddech, skutkiem czego na sali Anabelli zapanowała cisza, jakiej nie uświadczono tu od samego początku dzisiejszego spotkania. Na jej tle rozlegał się tylko cichutki szmer kocich kroków Zuzi, która szła lekko lecz z widocznym skupieniem, jedynie kątem oka obserwując ukrytą w półmroku postać Tymka.

Stojąca między Klaudią a Wiktorią Iza, ubrana w nowy ciemnobrązowy dres, który dzień wcześniej zakupiła specjalnie na tę okazję, z włosami, podobnie jak większość koleżanek, związanymi dla wygody w koński ogon, z zapartym tchem śledziła scenę, w duchu szczerze dumna z Zuzi, której odwaga i niemałe już umiejętności wzbudziły dziś uznanie całego zespołu. To była wszak „jej” Zuzia, to ona zatrudniła ją w Anabelli, wyrywając ją ze szpon Marciniakowej. Dziś aż ciężko jej było uwierzyć, jak wielką metamorfozę ta dziewczyna przeszła w ciągu ostatnich ośmiu czy dziewięciu miesięcy, z nieśmiałego, zahukanego podlotka zamieniając się nie tylko w znakomicie wyszkoloną kelnerkę, ale również – jak widać było na załączonym obrazku – w odważną, waleczną amazonkę.

Wreszcie nadszedł kulminacyjny moment. Kiedy Zuzia minęła już miejsce, w którym czaił się Tymek, ów nagle wykonał sus godny tygrysa lub lamparta i przyskoczył do dziewczyny z zamiarem chwycenia jej od tyłu wpół. Obserwujące to koleżanki wydały mimowolny okrzyk, częściowo z przestrachu, a częściowo po to, żeby ostrzec Zuzię. Nie było to jednak konieczne, ta bowiem nagle wykonała błyskawiczny unik, schylając się i uskakując w bok, przez co zaskoczony mężczyzna trafił w próżnię i z rozpędu musiał przebiec kilka kroków wprzód, by odzyskać utraconą równowagę. Wszyscy gruchnęli śmiechem, a damska część widowni zawyła z radości, po czym pod wodzą Izy, Klaudii i Wiktorii zaczęła głośno klaskać, by zdopingować Zuzię. Na ten widok Chudy zaśmiał się triumfalnie i aż podskoczył, zrywając się z krzesła na równe nogi.

– Uwaga! – zawołał w napięciu do Zuzi, która czujnie czekała na reakcję Tymka.

Ów, poirytowany do żywego swym pierwszym niepowodzeniem, szybko odzyskawszy równowagę, natychmiast odwrócił się do dziewczyny i gwałtownie skoczył w jej stronę. W tym momencie, nim ktokolwiek zdążył się zorientować, jak to się stało, otrzymał piorunująco szybki cios stopą w klatkę piersiową, co od będącej niewielkiego wzrostu Zuzi wymagało zadarcia nogi na wysokość własnej głowy.

– Brawo! – zaśmiał się z uznaniem Chudy, a reszta zawtórowała mu gromką owacją.

Nie oznaczało to jednak końca pojedynku. Choć Zuzia włożyła w ten cios całą swoją niewielką siłę, nie miał on żadnych szans powalić dużo wyższego i silniejszego przeciwnika, a jedynie na chwilę odepchnął go i zdestabilizował. Zaskoczony po raz drugi Tym, aby odrobić stratę, natychmiast rzucił się w stronę dziewczyny, ta jednak w ostatniej chwili zdołała wykonać unik, przy czym sama również straciła równowagę. Co prawda straciła ją tylko na sekundę, niemniej to wystarczyło Tymkowi, żeby w końcu pochwycić ją i unieruchomić.

– A ty mała bestyjko! – zaśmiał się, obejmując ją wpół od tyłu i blokując jej obie ręce podobnie jak wcześniej Oli. – Spryciaro! Mam cię! Zaraz…

Przerwał, gdyż w tym momencie czerwona z wysiłku Zuzia, oplótłszy mu nogę swoją nogą, podbiła ją w sposób, który sprawił, że Tym aż syknął z bólu, odruchowo luzując uścisk ramion. W następnej sekundzie, zaskoczony po raz kolejny, zarobił od dziewczyny uwolnionym łokciem pod żebro i zgiął się wpół, dzięki czemu ona, wciąż zachowując pełną przytomność umysłu, przykucnęła, wyślizgując mu się dołem jak piskorz, i nim zdążył się zorientować, czmychnęła jak kozica w stronę baru. Towarzyszyła temu gromka owacja publiczności, która w całości stała po stronie Zuzi, gdyż nawet panowie dopingowali ją jako słabszego, skazanego z góry na porażkę przeciwnika.

Tymek pokręcił głową, na wpół z rozbawieniem, na wpół z uznaniem, po czym skoczył za uciekającą Zuzią, jednak w tym momencie drogę zastąpił mu Chudy.

– Koniec, przegrałeś! – oznajmił mu stanowczo, zatrzymując go jedną ręką. – Ofiara ci zwiała, mistrzu. Jeden zero dla małej.

– Tym, taki z ciebie agresor, jak ze mnie tancerz! – zakpił ubawiony Tom.

– A ze mnie śpiewaczka! – dodał ze śmiechem Antek.

Majk podniósł się z krzesła, z rozbawionym politowaniem poklepał po ramieniu wciąż niedowierzającego swojej klęsce Tymka, a następnie, podszedłszy do Chudego, z uznaniem uścisnął mu rękę.

– Gratulacje, stary. Dobra robota. Teraz musisz tak wyszkolić całą resztę.

– Tak jest, szefie – uśmiechnął się z dumą ochroniarz, chętnie ściskając mu dłoń.

– Brawo, Zuzia! – krzyczała tymczasem z rozentuzjazmowaniem damska część zespołu. – Wracaj tu! Słyszysz?! Wygrałaś!

Kryjąca się za barem Zuzia zawahała się i ostrożnie wysunęła się zza blatu, wciąż jednak nie spuszczając Tymka z oczu, w każdej chwili gotowa do ucieczki na zaplecze.

– No, wracaj, wracaj! – zawołał do niej uspokajająco Tym. – Nie bój się, już nic ci nie zrobię! Uznaję publicznie swoją porażkę!

– I za tę honorową deklarację stawiam ci piwo! – zapewnił go Majk, po czym również skinął ręką do Zuzi. – No, mała! Chodź do nas! Już jesteś bezpieczna!

Dopiero wtedy Zuzia, zarumieniona po uszy po części z wysiłku, a po części z emocji, posłusznie wróciła do zebranych, nie zważając na owację koleżanek, lecz zerkając nieśmiało na Chudego, jakby oczekiwała przede wszystkim jego reakcji. Majk odczytał to w lot.

– No już, melduj się instruktorowi! – dodał surowo, jednocześnie szturchając Chudego żartobliwie łokciem i puszczając do niego porozumiewawcze oko. – Zobaczymy, czy jest z ciebie zadowolony!

Chudy, wietrząc okazję do żartu, również przybrał surową minę i skrzyżował ręce na piersiach, na co reszta publiczności instynktownie zamilkła w oczekiwaniu na dalszą zabawę. Klaudia, Iza, Ola, Wiktoria i Kamila wymieniły znaczące spojrzenia, z trudem tłumiąc śmiech na widok szczerze zaniepokojonej miny Zuzi. Dziewczyna podeszła do Chudego i Majka, karnie stanęła przed nimi i podniosła na wysokiego ochroniarza swe wielkie, zielone oczy.

– Nie pocelowałaś – powiedział do niej z powagą Chudy. – Mówiłem przecież, żebyś waliła centralnie w splot słoneczny.

– Co?! – wyrwało się Tymkowi, lecz Antek przyskoczył szybko do niego i z tłumionym śmiechem zatkał mu usta ręką.

Majk, również zagryzając wargi, dał innym znak, by nie próbowali przerywać tej komicznej sceny.

– Starałam się, panie Łukaszu – odpowiedziała ze skruchą Zuzia. – Ale nie udało się…

– Poza tym dlaczego on ma jeszcze wszystkie zęby? – zapytał z kamienną twarzą Chudy. – Za taki napad powinien stracić chociaż z pięć.

Przysłuchujący się koledzy aż zagotowali się z tłumionego śmiechu, podnosząc dłonie do ust i wymieniając ubawione spojrzenia.

– Ale przecież to jest pan Tymek – odparła zdziwiona Zuzia, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. – Ja bym zresztą nie dosięgła tak wysoko…

Tym razem nikt już nie był w stanie utrzymać powagi i ekipa Anabelli, wraz z Chudym, Majkiem i Tymkiem, ryknęła zgodnym śmiechem. Wysoki ochroniarz pochylił się ku Zuzi, chwycił ją jak dziecko, aż wystraszona złapała go za szyję, i ze śmiechem podniósł w ramionach, prezentując ją zebranym niczym trofeum.

– Przypatrzcie się! – zawołał wesoło, wprost pękając z dumy. – To moja Wunderwaffe!

Słowa te wywołały jeszcze bardziej żywiołową owację, Chudy zaś, postawiwszy oszołomioną Zuzię na podłodze, znów schylił się do niej i uroczyście ucałował ją w czoło.

– Jestem z ciebie dumny, mała – powiedział z powagą.

Uszczęśliwiona i jednocześnie roztrzęsiona z emocji dziewczyna spłonęła purpurowym rumieńcem, czym prędzej odwracając oczy, w których niespodziewanie błysnęły łzy. Otarła je szybko rękawem, ze wszystkich sił starając się ukryć je przed Chudym, co było o tyle łatwe, że już w następnej chwili koleżanki porwały ją i otoczyły kręgiem, po kolei ściskając ją i gratulując jej sukcesu.

– Brawo, dzielna Zuza! – wołały jedna przez drugą Klaudia, Ola, Wiktoria, Kamila, Alicja i Gosia. – Uratowałaś nasz damski honor! Ale jesteś sprytna! Kiedy ty się tego nauczyłaś? Gratulacje!

– I właśnie tak się powinno gadać z facetami! – dodała, krzywiąc się, Lidia.

– Byłaś wspaniała, Zuzieńko! – zapewniła dziewczynę Iza, całując ją w oba policzki. – A Łukasz przecież tylko żartował z tym splotem słonecznym i zębami. Jest z ciebie dumny jak paw, my wszyscy zresztą też!

– Dziękuję pani – szepnęła Zuzia.

– Gratki, młoda! – zawołał wesoło Tymek, który również podszedł do niej z gratulacjami. – Byłaś świetna, nie spodziewałem się! Pokonałaś mnie z zaskoku! Teraz wszyscy będą się ze mnie nabijać, ale co tam! Fajnie było zostać agresorem!

– A ty to masz u nas przechlapane! – zapowiedziała mu Klaudia, celując groźnie palcem w jego pierś. – Jeszcze się policzymy, kolego!

– Cała przyjemność po mojej stronie! – ukłonił jej się ze śmiechem Tym. – Jestem do waszej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy!

– No, no, Chudy! – rzucił tymczasem z uznaniem Antek, ściskając dłoń kolegi. – Rozwaliłeś system swoją Wunderwaffe! Teraz już wszyscy wiemy, że trzeba na nią uważać!

– A to jeszcze nie koniec – uśmiechnął się z dumą Chudy. – Dalej będę nad nią pracował i zobaczycie za pół roku!

– To może wtedy szef przerzuci ją na stanowisko ochroniarki? – zażartował Antek. – Na stolikach mała będzie się tylko marnować!

– Ja jestem za! – podchwycił Tom. – Tylko pytanie, co szef na to.

Wszyscy trzej zerknęli na Majka, ów jednak, stojąc dwa kroki dalej, zdawał się nie słuchać ich rozmowy, zapatrzony w tłum cisnący się wokół bohaterki wieczoru. Chudy pokręcił głową i machnął ręką.

– E, nie – odparł spokojnie. – Dziewczyny mają normalnie pracować na swoich stanowiskach, chodzi tylko o to, żeby umiały się obronić w razie czego. Chodzą w środku nocy po pustych ulicach, jeżdżą autobusami… Jak dotąd może nic się nie zdarzyło, ale zawsze może być ten pierwszy raz.

– Jak wszystkie będą tak wyszkolone jak Zuzka, to strach tu będzie pracować! – zaśmiał się Antek. – Kurde, Chudy, może i dla nas jakieś szkolenie, co? Bo za chwilę to my będziemy musieli nauczyć się, jak się przed nimi bronić!

Wszyscy trzej roześmiali się, znów zerkając na szefa, jakby oczekiwali, że włączy się do rozmowy i pożartuje z nimi, Majk jednak znów nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Właśnie przed chwilą, pomiędzy tłoczącymi się na środku parkietu ludźmi, wyłapał krótkie spojrzenie brązowych oczu Izy, która, pochwyciwszy przelotnie jego wzrok, uśmiechnęła się do niego, nim została porwana do jakiejś konspiracyjnej rozmowy na boku przez Klaudię, Wiktorię, Kamilę i Olę. Czekał zatem, aż znowu na niego spojrzy, a jednocześnie udawał, że przygląda się zbiorowisku kotłującemu się wokół wciąż chwalonej przez wszystkich Zuzi, do której on sam zresztą też zamierzał podejść z gratulacjami. To był w końcu jego obowiązek, więc kiedy już wszyscy skończą, on również podejdzie tam i pogratuluje dzielnej małej, wyrazi swoje uznanie, trochę pożartuje… Ale to za chwilę. Na razie zbyt dobrze było mu w tym miejscu, skąd mógł dyskretnie obserwować cały zespół – a zwłaszcza ją.

Ubrana w strój sportowy w kolorze własnych oczu, z długimi włosami związanymi w równy koński ogon, Iza pozornie nie wyróżniała się spośród podobnie dziś ubranych i uczesanych koleżanek, wszystkie bowiem umówiły się, że na szkolenie ubiorą się właśnie w ten sposób. A jednak było w niej coś innego niż w pozostałych, coś, co od godziny zapierało mu dech w piersiach, przypominając czasy dawnego remontu w męskiej łazience Anabelli, kiedy ubrana w roboczy strój i z podobną fryzurą jak teraz pomagała w naklejaniu na ścianę płytek ceramicznych. Wówczas jeszcze nie rozumiał do końca, kim była naprawdę, lecz przecież już wtedy podświadomie czuł moc jej obecności, która niczym srebrne światełko księżyca rozświetlała mu pustą szarość codziennych dni.

A dziś? Ba. Dziś sposób, w jaki na jej szczupłym ciele układały się luźna bluza i miękkie spodnie, oraz wyeksponowana wysoką fryzurą linia jej szyi sprawiały, że chwilami robiło mu się gorąco. I choć wieloletnie doświadczenie pozwalało mu to bez problemu maskować, widok jej kształtów ukrytych pod sportowym, wcale nie obcisłym strojem, działał na niego równie silnie jak wtedy, gdy miała na sobie ściśle dopasowaną sukienkę. Kto wie, czy nawet nie silniej właśnie przez to, że więcej, niż było widać, trzeba było odgadywać wyobraźnią? Zakazany owoc. Zakazany, a jednak tak bliski jak własna dusza. Czy to możliwe, żeby ktoś miał mu ją odebrać? No, niech spojrzy na niego jeszcze raz!… Niech spojrzy, a wtedy on zapyta ją o to bez słów i z jej oczu spróbuje wyczytać odpowiedź.

Wunderwaffe! – prychnęła konspiracyjnym śmiechem Klaudia, zwracając się do skupionych wokół niej koleżanek. – Tłumok jeden! Strzelił w dziesiątkę, a dalej sam o tym nie wie!

– A skąd wiesz, że nie wie? – zastanowiła się Wiktoria. – Może doskonale wie, tylko my go nie doceniamy?

– E, nie, w to nie wierzę – pokręciła głową Ola. – Gadałam z nim ostatnio, podpytałam go nawet trochę o Zuzię i nie widzę, żeby coś tam było. On ją traktuje jak wychowankę, pupilkę, prawie że córeczkę… ha! Widziałyście ten ojcowski pocałunek w czółko? Mała omal nie zemdlała z wrażenia!

Roześmiały się wszystkie.

– Żeby się potem nie zdziwił… tatusiek! – parsknęła Klaudia. – Taki stary, a ślepy jak kret!

– Może jakoś mu to podpowiemy? Zasugerujemy? – zastanowiła się Kamila.

– Nie, w takie rzeczy lepiej się nie wtrącać – zaprotestowała stanowczo Wiktoria. – Poza tym wiecie, jak się u nas w firmie kończą takie wsobne związki. Ja tam nie chcę mieć nikogo na sumieniu!

– Racja – westchnęła Ola. – Ale patrzcie, Antek dzisiaj jakoś lepiej wygląda, nie? Już dawno nie widziałam go w takim świetnym humorze!

Wszystkie pięć zerknęły odruchowo w stronę, gdzie Antek rozmawiał z Chudym i Tomem, po czym wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i znów skupiły się na Zuzi, wciąż otoczonej przez resztę dziewczyn z zespołu. A właściwie skupiły się na niej tylko cztery z nich, bowiem Iza, wychwyciwszy wzrok stojącego nieco z boku szefa, zaniepokoiła się, zdało jej się bowiem, że w jego oczach widzi znak zapytania. W dodatku popatrzył na nią tak już drugi raz – dlaczego? Czy chciał ją o coś zapytać? Przekazać jej coś ważnego? A może o czymś zapomniała?

Nie rozumiem – przekazała mu niemym kodem, jakim nieraz porozumiewali się wzrokowo na odległość, zwłaszcza w pracy, kiedy hałas lub nawał zajęć nie pozwalał im normalnie porozmawiać. – Powtórz.

Nie zważając już na to, o czym, śmiejąc się, dyskutowały koleżanki, całą swą uwagę skupiła na twarzy Majka, a ściślej na jego oczach, które w ciągu zaledwie kilku ułamków sekundy stały się epicentrum wszechświata otwierającym przed nią swe przepastne, stalowoszare głębiny. W głębinach tych, jak jej się zdało, lśniło dziwne, srebrne światło, które niczym długa, niewidzialna nić zaznaczało drogę ich łączących się spojrzeń. Promyczek… księżycowy promyczek… Co chciał jej powiedzieć? Jeszcze mocniej skupiła uwagę na oczach Majka i wtedy nagle, nie wiedzieć czemu, nogi ugięły się pod nią, a po karku i plecach przebiegł znajomy, słodki dreszcz, który powoli ogarnął całe jej ciało. Ach, zaczynało się… znowu to samo! Tylko nie to! Nie tu, nie teraz!…

Wpatrzony w skupione wreszcie na nim brązowe oczy mężczyzna pytał i czekał na odpowiedź. Dlaczego właśnie tu? Dlaczego właśnie teraz? Nie miał pojęcia. Czuł jednak, że musi zapytać tu i teraz, a odpowiedź, jaką otrzyma, będzie jego metafizyczną wskazówką na dalszej księżycowej drodze. Bezbłędnie odbierał kod wyświetlany w jej oczach – nie rozumiała go, pytała wzrokiem, o co chodzi. Pewnie sądziła, że to jakaś sprawa zawodowa, polecenie służbowe czy inna bzdura. Jak jej to wytłumaczyć? Jak w niemy sposób przekazać to, czego wciąż nie można było ubrać w słowa?

Nagle drgnął, gdyż zdało mu się, że wreszcie odebrała wiadomość. I że ją zrozumiała. Na ułamek sekundy jej oczy zabłysły innym światłem, tym, o którym marzył od lat i na które tak bardzo czekał… Lecz czy na pewno? Może to jednak było tylko złudzenie? Stała wszak dość daleko, a światło na restauracyjnej sali było słabe, mogło mylić i mamić zmysły. A zatem musiał zapytać ją jeszcze raz, wkładając w to nieme zapytanie całą swoją duszę. Musiał się upewnić.

W tym momencie Iza gwałtownie odwróciła oczy, a jej naturalnie blade policzki spłonęły uroczym rumieńcem, który ogarnął powoli całą jej twarz aż po czoło i rozlał się na odsłoniętą szyję. Nie patrzyła już na niego, lecz czy ta reakcja nie była odpowiedzią na pytanie, które właśnie zadał? I czy to nie była dokładnie taka odpowiedź, jakiej pragnął?

Nie rozumiejąc, a raczej za wszelką cenę nie chcąc rozumieć tego, co się z nią działo, zła na siebie Iza odwróciła się i ukryła twarz za ramieniem Wiktorii, starając się jak najszybciej wrócić do normalnego stanu. Na całe szczęście inni byli tak rozentuzjazmowani, że na niejednej twarzy widniały gorące wypieki, ale jednak… jednak… Przecież Majk czegoś od niej chciał, coś jej sugerował, ona zaś po pierwsze nie mogła wygrzebać z pamięci żadnego niewykonanego zadania, a po drugie… po drugie… Nie. O tym drugim lepiej nawet nie myśleć!

– No dobra, odsunąć się! – zawołał wesoło szef, przepychając się do otoczonej koleżankami Zuzi. – Teraz ja chcę pogratulować naszej amazonce!

Po czym, wśród owacji ekipy, wyciągnął rękę do onieśmielonej dziewczyny i uścisnął ją uroczyście. Zuzia odruchowo dygnęła przed nim jak pensjonarka, kryjąc rozemocjonowaną twarz za włosami, które w międzyczasie zdążyła już rozpuścić, co, jak nie omieszkały zauważyć i skomentować między sobą Klaudia i Wiktoria, jeszcze bardziej podkreślało jej świeży, dziewczęcy urok.

– Tak trzymać, mała! – ciągnął energicznie szef, mrugając do niej wesoło i jednocześnie dając znak Antkowi i ochroniarzom, że mają podejść bliżej. – A teraz uwaga, brygada, przegrupowanie! Czas na szkolenie już nam się kończy, proponuję więc, żeby Chudy szybko przećwiczył jeszcze raz z każdą z dziewczyn te dwa dzisiejsze chwyty, a potem przebieramy się i kto ma teraz zmianę, idzie do roboty!

– Tak jest, szefie! – zawołali gromkim chórem pracownicy Anabelli, po czym, rozbawieni tą niezamierzoną synchronizacją, wybuchnęli kolejną zgodną salwą zbiorowego śmiechu.

***

– Cześć, dziewczyny, to ja lecę na gary! – rzuciła Eliza. – Muszę pomóc pani Wiesi!

Koleżanki, które po zakończonym szkoleniu z samoobrony przebierały się jeszcze w damskiej szatni z dresów w zwykłe ubrania, pozdrowiły ją wesołym hej! i również po kolei opuszczały pomieszczenie.

– A w ogóle to kto ma teraz zmianę? – zapytała Wiktoria, zmieniając buty na wyjściowe. – Że Kama, to wiem, bo staje na bar, ja mam wolne do dziewiętnastej. Jadę załatwić sprawy na mieście i wracam wieczorem. Ale na stolikach kto teraz zostaje?

– Ja – zgłosiła się Alicja, również zmierzając do drzwi. – I też już pójdę na salę, zaraz przecież otwieramy.

– Ja tak samo – dodała Gosia. – A z nami będzie Iwona, tylko teraz poszła do szefa na jakąś rozmowę, zabrał ją do gabinetu zaraz po szkoleniu. A potem ma gadać też z Zuzką.

– O! – zaśmiała się Ola. – Może serio zmieni jej stanowisko na ochroniarskie! Antek niby żartuje, ale szefowi ten pomysł naprawdę może się spodobać!

Przebierające się dziewczyny prychnęły śmiechem.

– Lidziu, a ty od której działasz na sali? – drążyła dalej Wiktoria.

– Od siedemnastej – odparła Lidia, pakując szybko sportowy strój do reklamówki i zbierając swoje rzeczy. – Teraz lecę po małego do szkoły, świetlica dzisiaj tylko do trzynastej.

– Czyli jesteś ze mną na nockę?

– Tak, zostaję do zamknięcia.

– A Iza?

– Tak? – ocknęła się z zamyślenia Iza, która przebrała się już, a teraz mechanicznymi ruchami rozczesywała sobie włosy.

– No patrzcie, ona znowu nas nie słucha! – pokręciła głową Wiktoria. – Przed ostatnią rundą na sali też tak było. Co jest? – mrugnęła do niej. – Zakochana jesteś czy co? Pytałam, czy zostajesz na zmianę teraz, czy dzisiaj masz nockę.

– A co ty tak nas odpytujesz, Wika? – skrzywiła się Klaudia. – Jakiś tajny wywiad? Iza, skseruj jej nasz grafik na dzisiaj, niech nauczy się na pamięć i nie przynudza!

Iza spokojnym gestem odłożyła szczotkę do włosów do torebki i zapięła zamek.

– Mam nockę od osiemnastej – odparła rzeczowo Wiktorii. – Czemu pytasz? Jeśli chcesz się ze mną zamienić, to teraz niestety nie mogę, mam zaplanowane całe popołudnie.

– Zamienić? – zdziwiła się Wiktoria. – Nic takiego nie mówiłam. Ty na serio w ogóle nie słuchasz, co się do ciebie mówi.

– W to na bank musiał się wmieszać jakiś facet! – zaśmiała się Ola, podchodząc do Izy i wymierzając jej żartobliwego kuksańca łokciem. – No, przyznaj się, Iza! Bo dzisiaj faktycznie jesteś wyjątkowo odjechana. Jakieś romantyczne spotkanie się kroi, co?

– Tak, bardzo romantyczne – zapewniła ją pobłażliwie Iza, podnosząc się z krzesła i sięgając po swój sweter. – Mam rendez-vous na stancji z panem Stasiem. Będziemy szykować pokój dla Kacpra, jutro wraca do domu.

Koleżanki prychnęły śmiechem.

– Ach, już jutro? – zdziwiła się Klaudia. – Tak na stałe? No patrz, jak to szybko zleciało, myślałam, że dłużej go tam potrzymają. Fajny chłopak z niego, trochę wariat, ale mega pozytywny. Pozdrów go przy jakiejś okazji.

– O tak, koniecznie! – podchwyciła Ola. – Ode mnie też!

– I ode mnie! – dodała Wiktoria.

– Dzięki, pozdrowię – uśmiechnęła się Iza. – Jutro, od razu jak wróci. Muszę mu naszykować jakieś dobre żarcie, dzisiaj ustalimy z panem Stasiem menu i od rana będę gotować. Chcemy, żeby w pełni poczuł, że wraca do domu. Chociaż… – zastanowiła się, a na jej twarzy pojawił się wyraz rozbawienia na wspomnienie wakacyjnych rozmów z Kacprem. – W sumie tam, gdzie jest, też dobrze go karmią, podobno mają tam rewelacyjne kucharki.

– To tak jak my – zauważyła Gosia, przewiązując biodra fartuszkiem i zwracając się ku wyjściu. – A pani Wiesi to i tak nikt nie dorówna. No, dobra, ja lecę już na salę pomóc Ali… na razie, dziewczyny!

– Ja też już zmykam! – zapowiedziała Lidia. – Cześć wam!

– Hej, do wieczora!

Po jej wyjściu w szatni pozostały tylko Wiktoria, Klaudia, Ola oraz Iza, które chwilę potem w jednym czasie zebrały swoje rzeczy i ruszyły do drzwi.

– A słuchajcie, a propos Lidzi – zatrzymała ich konspiracyjnym półgłosem Klaudia. – Wiadomo, jak się potoczyła sprawa z Teosiem? Ja nie miałam odwagi jej pytać, ale może któraś z was coś wie?

– Ja nie wiem – pokręciła głową Iza. – I nie widziałam go u nas od tamtej pory ani razu.

– Ja też – westchnęła Wiktoria. – A szkoda, taki miły klient z niego był… Mnie Lidzia też się nie zwierzała, ale rozumiem, że sprawa skończona. Została po nim tylko pelargonia.

Spojrzały po sobie i mimo woli parsknęły śmiechem.

– A ty, Klaudia? Jak tam idzie z twoim księciem z bajki? – zagadnęła wesoło Ola.

– A, dzięki, wszystko okej – uśmiechnęła się Klaudia. – Znowu od tygodnia czekam na telefon i chodzę po ścianach, ale teraz już nie martwię się, bo wiem, że on w końcu i tak zadzwoni. Zależy mu na mnie – zaznaczyła z dumą. – I wiecie co? Taki dreszczyk emocji nawet zaczyna mi się podobać!

– No to git, chociaż tobie się układa – pokiwała głową Ola. – Nie to co u nas, co nie, Wika?

Wiktoria wzruszyła ramionami i machnęła ręką na znak, że szkoda na to słów.

– Bo my z Wiką znowu jesteśmy samotne – wyjaśniła z rozbawieniem Ola. – Tak się złożyło, że nasi faceci ulotnili się w tym samym czasie, wiesz? Jakby się umówili! Ale ja nie żałuję – skrzywiła się z pobłażaniem. – I tak sama zamierzałam pozbyć się Maćka, strasznie działał mi na nerwy. Więc przynajmniej raz zrobił coś za mnie.

– Spokojnie, długo sama nie pobędziesz – uśmiechnęła się Klaudia. – Już ja cię znam!

– A pewnie, że nie pobędę! – zgodziła się wesoło Ola. – Tylko muszę się rozejrzeć za czymś ciekawym. Ty, a może ten twój boski Bartek ma jakichś fajnych kumpli? – dodała w natchnieniu. – Bo jakby co, to obie z Wiką jesteśmy do wzięcia!

– Ej, mów za siebie! – żachnęła się Wiktoria. – Mnie na razie w to nie mieszaj, okej? Nie ciągnie mnie jakoś do nowych związków, muszę trochę odpocząć.

– O masz! – zaśmiała się Ola. – Serio? Tylko żebyś się nie zraziła do facetów jak Lidzia!

– Aż tak to nie, o to się nie bój! – uśmiechnęła się Wiktoria, zerkając na Izę, która z zamyśloną miną przystanęła przy drzwiach. – Nie wytrzymałabym długo sama. Nie to co nasza Iza… która zresztą znowu nas nie słucha!

– Ach, przepraszam… co mówiłaś, Wika? – odparła ze zmieszaniem Iza, budząc się ze swego zamyślenia.

– No i widzicie? – prychnęła śmiechem Wiktoria. – Jakby się z choinki urwała!

– Ja dalej obstawiam, że to sprawka jakiegoś faceta – powiedziała z podstępną miną Ola. – No, nie tajniacz się, Iza, powiedz… znamy go? Tylko nie wmawiaj nam, że to Kacper tak na ciebie działa! – dodała ze śmiechem. – Bo takiego kitu żadna z nas nie łyknie!

– Nie, Oleńko – uśmiechnęła się łagodnie Iza. – Kacper nie wchodzi w grę.

– No to kto? Mów!

– Dajcie spokój – pokręciła głową z rozbawieniem. – Po prostu jestem dzisiaj zmęczona, więc zawieszam się od czasu do czasu i tyle. Nigdy nie miałyście czegoś takiego?

– I patrzcie, jak ściemnia! – zaśmiała się Ola. – Jak z nut! No, ale dobra, zostawmy na razie, szydło i tak prędzej czy później wyjdzie z worka, a…

– Hej, dziewczyny, jest jeszcze Iza? – rozległ się za drzwiami głos Antka.

– Jestem, a co? – zdziwiła się Iza, otwierając drzwi. – Wchodź, Antoś, nie bój się, już jesteśmy przebrane. Jakiś problem?

– Szef prosił, żebyś poczekała pięć minut, ma do ciebie dwa słowa – oznajmił jej Antek swym dawnym, energicznym głosem. – Kończy już rozmowę z Zuzką, ona zresztą i tak zaraz leci, żeby przygotować się do szkoły, więc to długo nie potrwa.

– Okej, jasne – pokiwała głową, zarzucając torebkę na ramię i wychodząc na korytarz. – To czekaj, pójdę tam już z tobą, a po drodze zajrzę na chwilę do kuchni, mam słówko do Lizki. Na razie, dziewczyny! – rzuciła do Klaudii, Oli i Wiktorii. – Trzymajcie się! Do wieczora!

Kiedy odeszła korytarzem w towarzystwie Antka, trzy pozostałe koleżanki wymieniły znaczące spojrzenia.

– Z nią serio coś jest nie tak – zauważyła cicho Ola. – Mówcie, co chcecie, ale dzisiaj to nie jest ta sama Iza. Jakby spała na stojąco.

– Oj tam, daj jej spokój, Olcia, każdy może mieć słabszy dzień – wzruszyła ramionami Wiktoria. – I w ogóle to nie dokuczaj jej tak tymi aluzjami sercowymi, może to jej sprawia przykrość? Pamiętacie, co wam o niej mówiłam?

– Pamiętam – odparła bez przekonania Ola. – Że niby od lat kocha się wiernie w jakimś chłopaku i czeka na niego do skutku. Ale ja bym to włożyła między bajki, Wika. Kiedy ci to mówiła? Z półtora roku temu, nie? Wątpię, żeby nadal było aktualne. I nie wierzę, żeby takie luźne żarty sprawiały jej przykrość. Wszystkie tak się między sobą droczymy, no i co? Iza nigdy się o takie rzeczy nie obraża.

– Nie obraża się, ale może być jej przykro – uparła się Wiktoria. – Zauważcie, że pracuje u nas już prawie dwa lata i jeszcze ani razu nie widziałam, żeby cokolwiek kręciła z facetem. To chyba coś znaczy, nie?

– A ja mam inną teorię na jej temat – zaznaczyła Klaudia. – I nadal się jej trzymam.

Wiktoria i Ola popatrzyły na nią z pobłażaniem.

– Że niby szef? – skrzywiła się Wiktoria. – E, daj spokój, Klaudziu, ta teoria już dawno upadła. Jak to się mówi? Z tej mąki chleba nie będzie.

– Żebyście się jeszcze nie zdziwiły – wzruszyła ramionami Klaudia. – Zakładać się ani ręczyć własną głową nie będę, ale nadal jestem zdania, że tam coś jest na rzeczy. To się po prostu czuje szóstym zmysłem.

– Szóstym zmysłem? – zaśmiała się Ola. – Nie wiedziałam, że taka z ciebie wróżka!

– Nie wróżka, tylko mam swoje obserwacje – odparła spokojnie Klaudia. – A wy nie chcecie, to nie wierzcie, ale ja wam mówię, że między nią i szefem jest taka chemia, że aż iskry idą!

– Pff! – parsknęły śmiechem obie koleżanki.

– Śmiejcie się, śmiejcie – pokiwała głową Klaudia, otwierając drzwi na korytarz. – Fakt, że tego gołym okiem nie widać, ale zobaczycie, że jeszcze wyjdzie na moje. A teraz sorry, ale muszę już lecieć! Pogadamy potem, będę przed dwudziestą. To nara!

Wiktoria i Ola spojrzały po sobie, po czym, wzruszywszy ramionami, zebrały swoje rzeczy i wyszły za nią, po drodze mijając rozpromienioną jak wiosenne słońce Zuzię. Dziewczyna pozdrowiła je grzecznie i czmychnęła przez salę w stronę głównego wyjścia z lokalu, zaś tuż po niej w głębi korytarza pojawiła się sylwetka szefa, który z daleka dawał im znaki, żeby zaczekały, gdyż chce o coś zapytać. Jednak kiedy, zajrzawszy po drodze do kuchni, zniknął tam na dobre, obie domyśliły się, że znalazł tam to, czego szukał, i dyskretnym krokiem ruszyły w ślad za Zuzią, pozdrawiając po drodze krzątającą się za barem Kamilę.

***

– Serio to już jutro? – rzucił Majk, towarzysząc Izie na schodach, którymi przez kuchenne wyjście udawała się na tyły kamienicy. – Pablo faktycznie wspominał, że frajer ma wyjść z pudła koło połowy września, ale aż się nie chce wierzyć, że to już.

– Ja też nie mam pojęcia, kiedy to zleciało – przyznała wesoło. – Ale kalendarz nie kłamie, jutro już piętnasty. Zostajesz teraz w firmie?

Zerknęła przy tym na niego ostrożnie, spodziewając się, że nawiąże jakoś do tych pytających spojrzeń, które odbierała od niego na sali podczas szkolenia i od których może zbyt szybko uciekła – zbyt szybko i zupełnie bez powodu. Teraz było jej wstyd. Wstyd za tamto swoje zachowanie i absurdalną reakcję, której przecież nie chciała… Lecz jeszcze bardziej wstyd byłoby explicite wracać do tej sytuacji, czekała zatem, aż on sam się do niej odniesie i wyjaśni, o co mu wtedy chodziło. Bo choć wciąż szukała w pamięci, za nic nie mogła skojarzyć, czego mogło dotyczyć tamto jego skupione spojrzenie, tak skupione i tak przenikliwe, że aż jej poszło w pięty.

– Zostaję, ale tylko na jakieś dwie godziny, a potem też ruszam w tango – odparł, przytrzymując przed nią drzwi od wyjścia na parking. – Mam od cholery spotkań na mieście, a o osiemnastej trzydzieści będę na kolejnej rozmowie u tego Sajkowskiego… wiesz, w sprawie lokalu na Czechowie.

– Aha, wiem – skinęła głową. – Jak idzie ta sprawa?

– Jak po grudzie – odparł beztrosko. – Ale to nic nie szkodzi. Tym razem to nie mnie zależy na umowie, nie mówiąc już o czasie. Mam ten komfort, że mogę sobie poczekać, pogadać i zagrać w pokera na spokojnie. To tamten frajer musi się gimnastykować.

– O ile jesteś jedynym kandydatem do przejęcia lokalu – zauważyła, zatrzymując się przy samochodach zaparkowanych pod ścianą kamienicy. – Bo kto wie, może faktycznie jest ktoś jeszcze?

– Nie sądzę – uśmiechnął się krzywo Majk. – Znam takich blefiarzy. Gdyby był ktoś jeszcze, to delikwent inaczej by ze mną gadał, ale jeśli nawet, to co z tego? Nie będę na siłę pchał się na afisz, a tym bardziej schodził z warunków. Nie odpowiada mistrzowi moja oferta, to niech szuka lepszej, ciao i arrivederci.

– Słusznie – zgodziła się. – Noża na gardle nie masz, a grunt to ostrożność. Czyli o osiemnastej trzydzieści… Po spotkaniu wpadniesz jeszcze do firmy, czy dopiero jutro?

– Wpadnę, ale być może dopiero przed północą. I właśnie o tym chciałem z tobą pomówić.

– Coś mam zrobić, czegoś przypilnować? – domyśliła się, znów zerkając na niego ostrożnie.

– Bingo – skinął głową. – Parę minut przed szkoleniem do Chudego dzwoniła babka z jakiejś firmy spod Lublina w sprawie imprezy biznesowej na pięćdziesiąt osób. Nie zdążyłem ci o tym powiedzieć. Jakby dzwoniła jeszcze raz, a ja nie mógłbym odebrać, to dałem jej nasz numer służbowy. Załatwisz ją, okej?

– Tak jest, szefie.

„Ach, więc to tylko o to chodziło!” – pomyślała z mieszaniną ulgi i zawstydzenia. – „A ja znowu zachowałam się jak jakaś idiotka!”

– Trzeba sprawdzić terminarz i zabukować jej datę – ciągnął Majk. – Chcą to robić u nas na miejscu, w grę wchodzi początek października. Menu ustali się następnym razem, zresztą powiedz jej, że bez osobistego spotkania i podpisania umowy i tak się nie obędzie.

– Oczywiście, że się nie obędzie – potwierdziła stanowczo. – Już ja tego dopilnuję!

Majk roześmiał się i zerknąwszy kontrolnie w stronę otwartych drzwi prowadzących na dół do kuchni Anabelli, postąpił ku niej, przyciągnął do siebie i przytulił.

– Co ja bym bez ciebie zrobił, moja Wunderwaffe! – powiedział wesoło. – Chudy ma swoją, a ja swoją, wychodzi na to, że żaden z nas nie zginie! W każdym razie, gdyby dzwoniła ta klientka, umów ją od razu stacjonarnie gdzieś na tygodniu, okej? Chciałbym z nią pogadać osobiście.

– Tak jest.

– A teraz biegnij już na chatę, elfiku – dodał, puszczając ją i cofając się o krok. – Nie chcę cię zatrzymywać, wiem, że się śpieszysz. Wieczorem jeszcze sobie pogadamy.

– Dobrze, szefie – uśmiechnęła się, teraz już bez obaw spoglądając mu w oczy. – Dziękuję.

Powinna już iść, ale zatrzymała się jeszcze na jedną sekundę – najwidoczniej o tę jedną sekundę za długo. On bowiem też nadal stał nieruchomo i przyglądał jej się, a w jego oczach… ach, w jego oczach znów pojawiło się tamto! Ten sam znak zapytania, to samo przenikliwe skupienie, które zdawało się przeszywać ją na wskroś… rozgrzewać od środka… bez udziału jej woli oblewać jej policzki zdradzieckim rumieńcem… Ach nie, tylko nie to! Co się z nią działo? Znowu?…

Czym prędzej odwróciła wzrok i bez słowa, wściekła na siebie, odeszła w głąb podwórka, a potem, jeszcze bardziej przyśpieszając kroku, minęła bramę wjazdową na parking i wypadła na ulicę. Tu już była bezpieczna.

„Co mi odwala, do cholery?” – myślała z irytacją, niemal biegnąc po chodniku w stronę stancji. – „Chodziło przecież tylko o telefon od klientki! Telefon od klientki, rozumiesz, idiotko?!… Ech, nie, zostawmy to!… Boże… Teraz pan Stasio! I Kacper! Będziemy szykować mu pokój! Na tym muszę się skupić i to natychmiast, bo… bo zaraz zwariuję!”

Pozostawiony na ciemnym placyku między wysokimi ścianami kamienic Majk patrzył za umykającą dziewczyną z poważną, na wpół zdezorientowaną, na wpół zaniepokojoną miną. Zmieszanie, które dziś już drugi raz widział na jej twarzy i w jej zachowaniu, nie było wcale takie jednoznaczne. A jeśli niepotrzebnie to zaczął? Jeśli droga, która miała poprowadzić go do nieba, jednak okaże się drogą do piekła? Jeśli ona, owszem, zrozumiała, co miał na myśli, księżycową intuicją odczytała wiadomość, jaką jej posłał, i… nie chciała jej przyjąć? Czy w ten sposób nie straci więcej, niż mógłby zyskać? Czy nieopatrznie nie pozbawi się tego, na czym najbardziej mu zależało? I nade wszystko – czy powinien ciągnąć to i pójść va banque, narażając się na klęskę, czy raczej zbagatelizować, wycofać się na bezpieczną pozycję i dalej czekać? Przecież tak wiele było do stracenia! Zwłaszcza w obliczu tamtego imienia wyświetlonego na ekranie jej telefonu przed imprezą u Pabla…

Zatopiony w myślach mężczyzna jeszcze przez kilka minut stał nieruchomo na pustym placyku, po czym, pokręciwszy z zafrasowaniem głową, odwrócił się plecami do bramy, za którą zniknęła postać Izy, i powolnym, ciężkim jak z ołowiu krokiem ruszył ku wejściu do kuchni Anabelli, przeciągając bezwiednie dłonią po zmierzwionych włosach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *