Anabella – Rozdział XX
– Niedobrze – pokręciła głową Basia, zerkając w głąb sali, gdzie przy stoliku za drewnianym przepierzeniem rysowała się sylwetka Krawczyka czekającego nad szklanką wody mineralnej.
– Niedobrze – pokręciła głową Basia, zerkając w głąb sali, gdzie przy stoliku za drewnianym przepierzeniem rysowała się sylwetka Krawczyka czekającego nad szklanką wody mineralnej.
– Damską toaletę będziemy mieć dopiero w poniedziałek – oznajmiła Basia Izie i Oli, które standardowo zameldowały się o dwudziestej na nocną zmianę.
Zimne światło sklepowych ledów niewątpliwie zakłamywało nieco kolor bluzki, który urzekł Izę do tego stopnia, że nie mogła powstrzymać się przed zdjęciem jej z wieszaka i udaniem się do przymierzalni.
Kolejne dni mijały Izie powoli, jak we śnie, naznaczone męczącym oczekiwaniem na obiecany telefon od Michała.
– Najważniejsze, że udało nam się znaleźć wspólny termin – stwierdziła Lodzia, zamykając na klucz drzwi swojego mieszkania. – Przed południem byłoby idealnie, ale skoro plany nam się nakładają, to nie ma innego wyjścia. Zresztą dla mnie ten czwartek po zajęciach jest okej.
Leżący na biurku telefon rozdzwonił się dokładnie w chwili, gdy Iza miała już wyłączyć światło i położyć się do łóżka, by przed snem posłuchać jeszcze trochę francuskiej stacji radiowej.
Uczelnia była pełna ludzi, Izie zdawało się, że studentów na korytarzach było jeszcze więcej niż na początku pierwszego semestru.
– Martuś, nie gniewaj się, że tak cię zbyłam w poniedziałek – powiedziała ze skruchą Iza, kiedy usiadły we dwie na ławce niedaleko sali, gdzie miał odbyć się egzamin ustny z logiki.
Ponieważ pustawy o tej porze autobus, który wiózł ją na prywatkę u Lodzi, mijał dzielnice, których Iza jeszcze nie znała, wyglądała przez okno z jednej strony z ciekawością, z drugiej z wytężoną uwagą i naturalnym niepokojem, czy aby na pewno nie przeoczy właściwego przystanku.
– Umowę mamy podpisaną na razie na rok – spokojny głos szefa, siedzącego w luźnej pozycji na skraju stołu z jedną nogą nonszalancko opartą o stojące obok krzesło, rozbrzmiewał w niemal idealnej ciszy, mimo że w pomieszczeniu znajdowało się prawie dwadzieścia osób.