Anabella – Rozdział CVII
Kiedy umilkł dźwięk organów i ludzie uczestniczący w niedzielnej mszy powoli opuścili kościół, klęcząca w jednej ze środkowych ławek Iza wreszcie mogła skupić rozproszone myśli.
Kiedy umilkł dźwięk organów i ludzie uczestniczący w niedzielnej mszy powoli opuścili kościół, klęcząca w jednej ze środkowych ławek Iza wreszcie mogła skupić rozproszone myśli.
– Jak ja się cieszę, że pani już wróciła, pani Izo! – powtórzył po raz kolejny pan Stanisław, popijając z kubka herbatę, do której oboje zasiedli tym razem nie w kuchni, a przy wielkim stole w salonie. – Co by nie mówić, stęskniłem się już.
Wieczorny szum traw i dojrzewających zbóż po obu stronach piaszczystej drogi wiodącej do Korytkowa od strony cmentarza działał uspokajająco na lekko skołatane nerwy Izy, wprawiając ją w melancholijny nastrój.
– Tylko uważaj na nóżkę! – zawołała z niepokojem Agnieszka, schylona wraz z Piotrkiem nad Pepusiem ułożonym do przebierania w poprzek szpitalnego łóżeczka. – Żeby mu się za bardzo nie wywinęła!
– Proszę, od nas trzysta złotych – oznajmiła Kowalikowa, wyciągając z portmonetki banknoty i kładąc je na stole przed Amelią. – Tylko tyle, bo teraz koniec miesiąca, a za zboże to dopiero w sierpniu dostaniemy i…