Anabella – Rozdział CLXXXIV
– Iza, tort gotowy do załadunku! – zameldowała wesoło Dorota. – Jak jest gdzieś szef, to powiedz mu, żeby podrzucił nam tego fanta, co? Zaraz musimy to zamknąć i wstawić do lodówki, nie może tak stać w gorącym.
– Iza, tort gotowy do załadunku! – zameldowała wesoło Dorota. – Jak jest gdzieś szef, to powiedz mu, żeby podrzucił nam tego fanta, co? Zaraz musimy to zamknąć i wstawić do lodówki, nie może tak stać w gorącym.
Zmierzając do pracy, Iza odebrała sms od Majka. Iza, zgłaszam nieobecność, wypadło mi coś ważnego. Dopilnujesz chłopaków przy montażu ledów? Postaram się dotrzeć do firmy przed zamknięciem i zdążyć na próbę światła.
Przez okna kościoła, w którym właśnie skończyła się poranna msza, dopiero teraz zaczynały przenikać pierwsze lumeny światła, a i ono było słabe, dzień bowiem zapowiadał się pochmurnie.
Kiedy Iza przecknęła się z najgłębszego snu, odniosła wrażenie, jakby jej świadomość wyłaniała się stopniowo z gęstej szarej mgły. Pierwszym impulsem, jaki do niej dotarł, było uczucie ciepła bijącego z innego źródła niż jej własne ciało, to zaś tak ją zaskoczyło i zaniepokoiło, że odruchowo poderwała głowę, siłą rozklejając zaspane powieki.
– Zacznę od razu drugi z moich tematów – powiedział Majk, kiedy oboje z Izą szli do salonu, niosąc talerz z przygotowanymi w kuchni kanapkami, sztućce, dwa wolne talerzyki, dwa kubki i dzbanek ze świeżo zaparzoną herbatą na kolację. – Zresztą chyba już o tym słyszałaś, Lodzia twierdzi, że ci wspominała. Chodzi o jej imieniny u nas w środę.
„Niezła wtopa” – pomyślała z zażenowaniem Iza, kiedy wraz z Majkiem w milczeniu zmierzali do samochodu. – „Ostro przypaliłyśmy z dziewczynami i to była moja wina, niepotrzebnie pytałam przy nich o tę umowę.
– Nawet nie wiem, czy to mnie cieszy, Iza – powiedziała cicho Marta, wpatrując się w trzymaną w dłoni kartkę. – Ale może to i dobrze. Przynajmniej będę miała się czym zająć.
„A niech to, porażka za porażką” – myślała smętnie Iza, zalewając wrzątkiem poobiednią herbatę i wrzucając do niej przygotowany już plasterek cytryny. – „Oby tylko mnie nic nie złapało…”
Jako że w holu przy szatni było dość chłodno, Iza i Daniel zdecydowali się wrócić do stołu i tam poczekać na kolegów, którzy, wybiegłszy na dwór w porozpinanych ubraniach i bez czapek, powinni wkrótce wrócić, by się nie przeziębić. U progu sali wpadli jednak na Alinę, która zatrzymała ich, chwytając Izę za rękę.
Kiedy zamówiona przez Daniela taksówka podjechała pod kościół, w którym za około kwadrans miał się odbyć ślub Kingi i Andrzeja, w oczy Izy rzuciło się, że na tonącym już w lekkim półmroku placu przed wejściem nie było spodziewanych tłumów.