Anabella – Rozdział CLXXXIII
Zmierzając do pracy, Iza odebrała sms od Majka. Iza, zgłaszam nieobecność, wypadło mi coś ważnego. Dopilnujesz chłopaków przy montażu ledów? Postaram się dotrzeć do firmy przed zamknięciem i zdążyć na próbę światła.
Zmierzając do pracy, Iza odebrała sms od Majka. Iza, zgłaszam nieobecność, wypadło mi coś ważnego. Dopilnujesz chłopaków przy montażu ledów? Postaram się dotrzeć do firmy przed zamknięciem i zdążyć na próbę światła.
Przez okna kościoła, w którym właśnie skończyła się poranna msza, dopiero teraz zaczynały przenikać pierwsze lumeny światła, a i ono było słabe, dzień bowiem zapowiadał się pochmurnie.
Kiedy Iza przecknęła się z najgłębszego snu, odniosła wrażenie, jakby jej świadomość wyłaniała się stopniowo z gęstej szarej mgły. Pierwszym impulsem, jaki do niej dotarł, było uczucie ciepła bijącego z innego źródła niż jej własne ciało, to zaś tak ją zaskoczyło i zaniepokoiło, że odruchowo poderwała głowę, siłą rozklejając zaspane powieki.
– Zacznę od razu drugi z moich tematów – powiedział Majk, kiedy oboje z Izą szli do salonu, niosąc talerz z przygotowanymi w kuchni kanapkami, sztućce, dwa wolne talerzyki, dwa kubki i dzbanek ze świeżo zaparzoną herbatą na kolację. – Zresztą chyba już o tym słyszałaś, Lodzia twierdzi, że ci wspominała. Chodzi o jej imieniny u nas w środę.
„Niezła wtopa” – pomyślała z zażenowaniem Iza, kiedy wraz z Majkiem w milczeniu zmierzali do samochodu. – „Ostro przypaliłyśmy z dziewczynami i to była moja wina, niepotrzebnie pytałam przy nich o tę umowę.
– Nawet nie wiem, czy to mnie cieszy, Iza – powiedziała cicho Marta, wpatrując się w trzymaną w dłoni kartkę. – Ale może to i dobrze. Przynajmniej będę miała się czym zająć.
„A niech to, porażka za porażką” – myślała smętnie Iza, zalewając wrzątkiem poobiednią herbatę i wrzucając do niej przygotowany już plasterek cytryny. – „Oby tylko mnie nic nie złapało…”
Jako że w holu przy szatni było dość chłodno, Iza i Daniel zdecydowali się wrócić do stołu i tam poczekać na kolegów, którzy, wybiegłszy na dwór w porozpinanych ubraniach i bez czapek, powinni wkrótce wrócić, by się nie przeziębić. U progu sali wpadli jednak na Alinę, która zatrzymała ich, chwytając Izę za rękę.
Kiedy zamówiona przez Daniela taksówka podjechała pod kościół, w którym za około kwadrans miał się odbyć ślub Kingi i Andrzeja, w oczy Izy rzuciło się, że na tonącym już w lekkim półmroku placu przed wejściem nie było spodziewanych tłumów.
Listopadowe pejzaże przewijające się w szybkim tempie za oknem pędzącego pociągu tonęły w promieniach zachodzącego powoli słońca, mimo że minęła dopiero piętnasta.