Anabella- Rozdział CLXVI
– Żartujesz! Żeni się?! Bezcenna mina Majka, któremu na tę wiadomość literalnie opadła szczęka, była tak komiczna, że Iza z trudem zdołała powstrzymać parsknięcie śmiechem.
– Żartujesz! Żeni się?! Bezcenna mina Majka, któremu na tę wiadomość literalnie opadła szczęka, była tak komiczna, że Iza z trudem zdołała powstrzymać parsknięcie śmiechem.
Kiedy srebrny peugeot Izy bez przeszkód wjechał na teren rozległej posiadłości Krawczyka, dziś skąpanej w mglistej poświacie pochmurnego listopadowego poranka, jej uwagę natychmiast przykuł fakt, że na wielkim placu wyłożonym kremowym piaskowcem nie było pusto jak podczas jej poprzednich wizyt, lecz stało tam kilka zaparkowanych samochodów.
– Dobra, cicho już, dziewczyny, bo mamy mało czasu! – zdyscyplinowała koleżanki Iza, dając Oli znak, by zamknęła drzwi i czym prędzej zajęła miejsce. – Pół godziny maks, trzeba się streszczać.
– Zbyszek chory – oznajmił Kuba zapytany o nieobecnego dziś kolegę. – Przeziębił się jak cholera, smarka wiadrami i leży z gorączką, będzie miał zwolnienie lekarskie do końca tygodnia. A co? Coś mu przekazać?
Korytkowski kościół z racji świątecznej sumy pękał dziś w szwach, zatem, kiedy tłum wiernych wylał się na zewnątrz, zapełnił nie tylko cały przedkościelny placyk, ale również parking i część prowadzącej do niego drogi.
– Ależ ona urosła! – zawołała zachwycona Iza na widok Klary, która patrzyła na nią ze zdziwieniem szeroko otwartymi ciemnymi oczkami. – A jaka śliczna! Poczekaj, Melu, umyję tylko ręce po podróży i muszę się porządnie przywitać z moją chrześnicą!
– No, dzisiaj to mnie naprawdę zaskoczyłaś – pokręciła głową Lodzia, popijając trzecią już porcję herbaty z malinami. – Ale rozumiem cię. Rozumiem, chociaż z drugiej strony trudno mi to sobie wyobrazić, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Tylko powiedz mi, Iza… co teraz?
Obudził ją blask słonecznych promieni, które nieśmiało prześwitywały przez rozrzedzające się po deszczu chmury, oraz przytłumiony dźwięk przypominający szczęk naczyń i kuchennej krzątaniny.
– Podjedziesz pod bramę i zaparkujesz na chodniku – do uszu Izy jak przez mgłę docierały wydawane Chudemu polecenia Majka. – Musimy pójść we dwóch, otworzysz mi drzwi. Mam tu jej torebkę, zaraz poszukamy kluczy.
– Nooo… nareszcie! – powitało Izę towarzystwo zgromadzone przy stole w sektorze dla VIP-ów, podrywając się od stołu. – Witamy naszą gospodynię!