Anabella – Rozdział CLXXVII
„A niech to, porażka za porażką” – myślała smętnie Iza, zalewając wrzątkiem poobiednią herbatę i wrzucając do niej przygotowany już plasterek cytryny. – „Oby tylko mnie nic nie złapało…”
„A niech to, porażka za porażką” – myślała smętnie Iza, zalewając wrzątkiem poobiednią herbatę i wrzucając do niej przygotowany już plasterek cytryny. – „Oby tylko mnie nic nie złapało…”
Jako że w holu przy szatni było dość chłodno, Iza i Daniel zdecydowali się wrócić do stołu i tam poczekać na kolegów, którzy, wybiegłszy na dwór w porozpinanych ubraniach i bez czapek, powinni wkrótce wrócić, by się nie przeziębić. U progu sali wpadli jednak na Alinę, która zatrzymała ich, chwytając Izę za rękę.
Kiedy zamówiona przez Daniela taksówka podjechała pod kościół, w którym za około kwadrans miał się odbyć ślub Kingi i Andrzeja, w oczy Izy rzuciło się, że na tonącym już w lekkim półmroku placu przed wejściem nie było spodziewanych tłumów.
Listopadowe pejzaże przewijające się w szybkim tempie za oknem pędzącego pociągu tonęły w promieniach zachodzącego powoli słońca, mimo że minęła dopiero piętnasta.
– To jest świetny pomysł, Iza! – przyznała z entuzjazmem Amelia, wysłuchawszy relacji ze spotkania z Beatą. – Jak najbardziej może do nas dzwonić, zaraz uprzedzę Robcia i… wiesz co? Najlepiej będzie, jak spotkamy się na żywo, obie mogą wpaść do nas, usiądziemy sobie przy herbatce i pogadamy. Nie wiesz, kiedy będą w Suchej?
– A teraz zamknij oczy – zażądała Klaudia, sięgając do leżącej na blacie kosmetyczki. – I nie ruszaj się przez moment, żebym ci nie obsypała pudrem bluzki. Okej… cierpliwości, jeszcze pół minutki… już!… Dobra, możesz patrzeć.
Po godzinie szesnastej kadra Anabelli uległa częściowej zmianie – na barze Kamilę zastąpiła Wiktoria, której asystowała wciąż przyuczająca się do roli barmanki Iwona, zaś do grona pracujących przy obsłudze stolików kelnerek dołączyły Ola i Lidia.
– Zuzanko, przejmij za mnie B3, dobrze? – rzuciła pośpiesznie Iza, zatrzymawszy w przelocie przez salę młodszą koleżankę. – Muszę zajrzeć na chwilę do Antka.
Kiedy na schodach umilkły kroki opuszczających kamienicę gości, Iza wróciła do salonu i ze zmęczonym ale pełnym satysfakcji uśmiechem popatrzyła na zastawiony stół, oceniając, że jego posprzątanie nie będzie wymagało dużo pracy.
– O której zaczynasz te zajęcia? – zapytał Majk, kiedy pośpiesznym krokiem zmierzali do samochodu zaparkowanego na jednej z osiedlowych uliczek w sąsiedztwie nowego lokalu na Koncertowej. – Jedenasta?