Anabella – Rozdział XCVII
– Dobra, to chyba koniec – odetchnęła z ulgą Iza, kiedy wszystkie towary z sobotniej dostawy, którą przywiózł Piotrek, zostały ułożone we właściwych miejscach i wprowadzone na stan sklepu.
– Dobra, to chyba koniec – odetchnęła z ulgą Iza, kiedy wszystkie towary z sobotniej dostawy, którą przywiózł Piotrek, zostały ułożone we właściwych miejscach i wprowadzone na stan sklepu.
– Prześliczna! – szepnęła z zachwytem Iza, schylając się nad szpitalnym łóżeczkiem dla noworodków, w którym spała zawinięta w biało-różowy becik maleńka Klara. – Jaką ma słodziutką buzię… i paluszki… Cud!
– Iza, szykuj wszystko, okej? – rzucił podenerwowany Robert, kierując się w stronę wyjścia z sypialni. – Torba z rzeczami i dokumenty! Ja lecę po samochód. Na razie siedź spokojnie, Mel, podjadę pod same drzwi i ruszamy!
Zmrok zapadł już zupełnie, zamieniając wielki dąb w szeleszczącą liśćmi ciemną czeluść gałęzi, widoczną od dołu jak kosmiczna czarna dziura.
– Teraz uważaj, za jakieś dwieście metrów będziemy skręcać w prawo – ostrzegł Majk swą prowadzącą samochód towarzyszkę.