Anabella – Rozdział CLXIV
– Dobra, cicho już, dziewczyny, bo mamy mało czasu! – zdyscyplinowała koleżanki Iza, dając Oli znak, by zamknęła drzwi i czym prędzej zajęła miejsce. – Pół godziny maks, trzeba się streszczać.
– Dobra, cicho już, dziewczyny, bo mamy mało czasu! – zdyscyplinowała koleżanki Iza, dając Oli znak, by zamknęła drzwi i czym prędzej zajęła miejsce. – Pół godziny maks, trzeba się streszczać.
– Zbyszek chory – oznajmił Kuba zapytany o nieobecnego dziś kolegę. – Przeziębił się jak cholera, smarka wiadrami i leży z gorączką, będzie miał zwolnienie lekarskie do końca tygodnia. A co? Coś mu przekazać?
Korytkowski kościół z racji świątecznej sumy pękał dziś w szwach, zatem, kiedy tłum wiernych wylał się na zewnątrz, zapełnił nie tylko cały przedkościelny placyk, ale również parking i część prowadzącej do niego drogi.
– Ależ ona urosła! – zawołała zachwycona Iza na widok Klary, która patrzyła na nią ze zdziwieniem szeroko otwartymi ciemnymi oczkami. – A jaka śliczna! Poczekaj, Melu, umyję tylko ręce po podróży i muszę się porządnie przywitać z moją chrześnicą!