Lodzia Makówkówna – Rozdział XXVII
Po powrocie do domu Lodzia zamknęła się w pokoju, odmawiając wszelkich wyjaśnień zaniepokojonej jej wyglądem Wielkiej Triadzie.
Po powrocie do domu Lodzia zamknęła się w pokoju, odmawiając wszelkich wyjaśnień zaniepokojonej jej wyglądem Wielkiej Triadzie.
Jula, nie dam rady dzisiaj ani jutro z tą matmą, umówmy się po weekendzie. Tak brzmiał sms, który wysłała do Julki po nieprzespanej nocy przepłakanej aż do wyczerpania łez.
– Wody, gwiazdeczko? – zagadnął Pablo, odkręcając butelkę.
Dzień dziewiętnastych urodzin Lodzi od rana rozświetlony był pięknym, wiosennym słońcem.
Pociąg ze zgrzytem hamulców zatrzymał się na peronie. Pasażerowie wysiedli pośpiesznie, gdyż Lublin nie był stacją końcową i skład miał jechać dalej.
Dni górskiej wycieczki mijały jak sen… Piękne szlaki Karkonoszy, chwytające za serce widoki przyrody, a wieczorami przyjemne zmęczenie mięśni i wesołe wieczory integracyjne w towarzystwie koleżanek i kolegów sprawiały, że Lodzia spała nocami zdrowym, spokojnym snem, który przychodził do niej zaraz, gdy tylko przykładała głowę do poduszki.
Efektowne przeprosiny Majka oraz pozytywne informacje o stanie zdrowia Pabla podniosły nieco na duchu wycieńczoną emocjami ostatniej doby Lodzię.
Chłodne, wieczorne powietrze przyjemnie orzeźwiło rozpaloną przeżywanymi emocjami twarz Lodzi. Oboje z Arturem wyszli z bramy kamienicy i ruszyli ulicą przed siebie.
Niedzielny obiad kończył się leniwie, sztućce poszczękiwały cicho o talerze, przez okno salonu wpadały wesołe promyki popołudniowego słońca. Lodzia siedziała dziś przy stole uśmiechnięta, z błyszczącymi oczami, a do tego jadła z wielkim apetytem, co nie umknęło uwadze rodziny spoglądającej na nią ze szczerym zadowoleniem.
– Powiedz mi, dziecinko – zagadnęła Lodzię pani Stefania, sadowiąc się na krześle przy jej łóżku. – Jutro już wychodzisz?